Z okazji pięćdziesięciolecia przyznawania Nagrody Erazma, amsterdamska fundacja Felix Meritis zorganizowała konkurs na eseje poświęcone kosmopolityzmowi. Zostałem jednym z dziesięciu laureatów tej ogólnoeuropejskiej rywalizacji. Niniejszy tekst jest tłumaczenie anglojęzycznego oryginału: "What does it mean to adopt cosmopolitan thinking?"
1 of 4
More Related Content
Jak oswoić kosmopolityzm?
1. - 1 -
Marcin Senderski
Jak oswoić kosmopolityzm?
Wspólne zasady nie mogą istnieć, bo nie ma wspólnej rzeczywistości.
(Karol Ludwik Koniński)
Albert Camus przemycił w swojej „Dżumie” liczne trafne spostrzeżenia, między innymi to, że
wszelkie zło na świecie płynie niemal zawsze z niewiedzy. Wychodząc z tego założenia, bardzo łatwo
zdefiniować kosmopolityzm, ideologię wymagającą od jej zwolenników posiadania szerokich
horyzontów, potrzebnych do przełamywania barier, eo ipso na pewno niemającą nic wspólnego z
niewiedzą. Z tej właśnie przyczyny jest to światopogląd posiadający potencjał przezwyciężenia
licznych plag trapiących współczesny świat.
Niewiedza karmi nie tylko zło, ale jest także pożywką dla strachu. Zjawisko strachu przed
Innym naturalnie stoi w sprzeczności z założeniami kosmopolityzmu. Drogą do rozwiązania tego
problemu jest zdobywanie wiedzy.
Zarówno w tytule tego eseju, jak i w jego treści, unikam sformułowania kosmopolita. Piszę o
myśleniu kosmopolitycznym, nie o byciu kosmopolitą, ponieważ środowisko, w którym żyjemy i
ograniczenia, jakie się z tym wiążą, uniemożliwiają nam czerpanie w pełni z arsenału
kosmopolitycznych poglądów. Nomenklatury tej używam zatem całkowicie świadomie, czym mam
zamiar podkreślić nieco utopijny charakter kosmopolityzmu. Co więcej, używam określenia oswajać,
choć być może powinniśmy mówić nawet o słowie podążać, co w pełni oddawałoby specyfikę tej
koncepcji. Nie możemy osiągnąć kosmopolityzmu w jego czystej formie. Możemy jednak małymi
krokami podążać asymptotycznie we właściwym kierunku.
Nieszkodliwa utopia czy niezrozumiana ideologia?
Rzućmy trochę światła na kwestię praw człowieka, które stanowią jeden z fundamentów
moralnych istnienia współczesnej społeczności międzynarodowej. Są uznawane przez większość
państw cywilizowanego świata, ale samo określenie prawa człowieka można w tym kontekście uznać
za pewnego rodzaju nadużycie, gdyż nie możemy mówić o czymś takim jak tożsamość ogólnoludzka.
Unifikacja praw człowieka powinna być następstwem istnienia prawdziwej, globalnej społeczności.
Ponieważ społeczność taka jest póki co nieosiągalna, zasadny jest zarzut, że prawa człowieka ignorują
kwestie relatywizmu kulturowego. Tym samym, nie sposób egzekwować ich w odniesieniu do
wszystkich ludzi, bo nie wszyscy będą się z takim, a nie innym zestawieniem tych praw, utożsamiać.
Przykład Cyganów, których zwyczaje przyzwalają na związki małżeńskie nieletnich, jest typowym
przejawem takiego konfliktu. Nawet najbardziej liberalny rząd nie wprowadziłby prawa
dorównującego stopniem tolerancyjności praktykowanemu przez Romów od wieków obyczajowi.
Wedle jakiego prawa zatem powinniśmy oceniać to zjawisko? Wedle cygańskich zwyczajów czy praw
człowieka?
Jak zatem oswoić kosmopolityzm? Nie jest to ideologia ofensywna, a jednak budzi sporo
kontrowersji. Jednocześnie jest niedostępna w swojej czystej formie. Prawdopodobnie
2. - 2 -
najodpowiedniejszą metodą interpretacji założeń kosmopolityzmu jest stwierdzenie, że stawia on
przed nami jasny cel: pokojowe współistnienie. Zadaniem ludzi jest dobór odpowiednich ścieżek, by
cel ten osiągnąć. Kosmopolityzm jest więc dziełem, które każdy ma za zadanie stworzyć przy pomocy
narzędzi, jakie sam sobie obierze.
Mam nieodparte wrażenie, że sama idea utożsamiania się z całą globalną społecznością może
być właściwie zrozumiana tylko przez osoby dysponujące adekwatnym poziomem wiedzy. Arogancja,
egocentryzm i brak pokory w tej materii będą prowadzić do żałosnych rezultatów. Tymczasem,
prawdziwy intelektualista nigdy nie zasugeruje, że zna świat jak własną kieszeń. Dzisiejszy glob
znajduje się w ciągłym ruchu. Tysiące lat temu nasi przodkowie uważali plemię, w którym żyli za cały
świat. Obecnie, nasza planeta jest nieporównywalnie bardziej zróżnicowana, heterogeniczna,
kolorowa, wieloznaczna, dynamiczna. Kosmopolityzm, pojęcie wcześniej zbędne, stało się swego
rodzaju wyzwaniem. Niewykluczone, że za kilka pokoleń stanowić będzie ono conditio sine qua non,
bez którego nie zaistnieje międzynarodowy pokój.
Poza zdobyciem niezbędnej wiedzy, bardzo ważna jest sfera psychologiczna człowieka.
Erudycja stanie się bezużyteczna, jeżeli w sensie mentalnym człowiek nie będzie gotów
zagospodarować swojej inteligencji. Profesor etnologii nie będzie przykładnym kosmopolitą, jeśli
tkwią w nim uprzedzenia rasistowskie.
Z powyższego wynika niezbicie, że kosmopolityzm – będąc pod tym względem podobny do
patriotyzmu – nie jest kategorią uniwersalną, w tym sensie, iż nie każdy jest w stanie uchwycić jego
esencję. Poniżej staram się przedstawić kilka warunków, których spełnienie w naszej relacji z innym
człowiekiem, stwarza możliwość podjęcia świadomej decyzji, czy starać się podążać za
kosmopolityzmem:
• Kulturowe sacrum. Zasób informacji o dziedzictwie kulturowym naszego partnera,
wzajemna znajomość historii i wartości narodowych, akceptacja płynących z nich
różnic;
• Komunikacja. Możliwość komunikowania się, zarówno w aspekcie technicznym, jak i
lingwistycznym, nie bez znaczenia jest również bliskość geograficzna;
• Mentalność. Wspólne doświadczenia, otwartość na innych, tolerancja;
• Ekonomia. Przybliżony poziom rozwoju gospodarczego, co pozwoli uniknąć quasi-
wasalnych relacji między partnerami.
Czym jest, a czym być powinien?
Nie ufam komuś, kto mówi, że nie jest Polakiem, bo uważa się za obywatela świata. To rażąca
arogancja dopóty, dopóki taka osoba nie jest świadoma skali odmienności, jaką charakteryzuje się
współczesna rzeczywistość. Zastanawiam się, czy taki człowiek nadal czułby się dumnym
bezpaństwowcem, gdyby przyszło mu zgubić się po zmroku w brazylijskich slumsach. Wierzę, że
prawdziwy kosmopolityzm znaczy coś więcej niż demonstrowanie zachowań przypominających
kalanie własnego gniazda. Gilbert K. Chesterton w jednym ze swoich esejów wyraża myśl, że
powinniśmy zostać światowymi patriotami, by świat ten uratować. A jednak, łatwiej powiedzieć niż
zrobić.
3. - 3 -
Najnowsze zdobycze elektroniki przekraczają coraz to nowe granice, ale iluzją jest
przekonanie, że ludzie na skutek tego stają się sobie bliżsi. Jedne granice są przekraczane,
pokonywane – inne tworzą się na naszych oczach. Przykładami mur w Uściu nad Łabą, mur
bezpieczeństwa wokół Zachodniego Brzegu czy niedawno dopiero zrównany z ziemią mur w Nikozji.
Świat jest wciąż pełen podziałów. Dlatego nie powinniśmy dać się zwieść e-bliskości, która de facto
nie ma nic wspólnego z fizyczną i tradycyjną zażyłością międzyludzką.
Dałem już do zrozumienia, że według mnie człowiek nie jest w stanie w pełni świadomie
przyswoić kosmopolityzmu. Jest to wynikiem długich procesów, kolekcjonowania doświadczeń,
akumulowania ich w sobie, tak że po pewnym czasie zaowocują i zdobyty zasób informacji da się
przekuć na jeszcze większą otwartość. Sam proces jest ukryty i nienamacalny.
Z każdego miejsca na Ziemi świat wygląda inaczej. Bez zaakceptowania tej elementarnej
prawdy, nie zrozumiemy motywów kierujących zachowaniem się innych jednostek.
Szanse i zagrożenia
Stanisław Lem pisał w „Solaris”, że człowiek, wbrew pozorom, nie tworzy sobie celów. Tworzy
je za niego środowisko i czas, w którym egzystuje. Jedyne, co może zrobić, to służyć tym dążeniom
lub buntować się przeciwko nim. I ta właśnie presja środowiska, a więc zakres reguł i celów przez nie
wykreowanych, różni się w poszczególnych kulturach i ewoluuje w czasie. Szczytny cel, w jednym
społeczeństwie godny najwyższych pochwał, w innym może być kompletnie przeceniony i
ignorowany. Sukces w cywilizacji zachodniej generalnie utożsamiamy z pieniędzmi, faktorem łatwo
mierzalnym. Jednocześnie, w szczepach Czarnej Afryki, gdzie najważniejsza jest rodzina i religia,
dobra materialne schodzą na dalszy plan.
Wielokulturowość, paradoksalnie, może stanowić jednakże czynnik inspirujący budowę
fundamentów kosmpolityzmu. Przecież jeżeli wszyscy wyznawalibyśmy te same wartości, jakąż
atrakcją byłby dla nas kosmopolityzm?
Co oferuje nam ta filozofia w zamian za jej – powiedzmy górnolotnie – wyznawanie? Przede
wszystkim wolność od pewnych uciążliwych ograniczeń dzisiejszego świata. Możemy odnaleźć w niej
wyzwolenie od takich plag jak rasizm, ksenofobia, stereotypy i uprzedzenia.
Choć kosmopolityzm zdaje się być antidotum na wiele problemów, pozostaje do rozwiązania
problem konfliktów międzypokoleniowych: ryzyko sprzeczności interesów ludzi młodych, którzy
często są w sposób naturalny wolni od uprzedzeń i przez to chętniej akceptują różnorodność, a ludzi
w sile wieku, którzy taką ideologię przyjmą z pewnością z większą rezerwą.
Sedno sprawy tkwi w tym, by ani nie unifikować kultur, ani nie wybierać najlepszej spośród
nich celem wyeksportowania jej gdzie indziej. Takie działanie byłoby raczej amerykanizacją, a nie
kosmopolityzacją. Synonimizowanie tych pojęć bywa nagminne.
Ważnym ogniwem wszystkich tych rozważań pozostaje również historia, która nie powinna
pójść w zapomnienie. Bez zrozumienia kontekstu historycznego, nie sposób mądrze konstruować
przyszłości. Na dodatek, choć to truizm, czerpanie z historii naszych przodków zapewnia unikalną
możliwość nauki na błędach.
4. - 4 -
Pożądane podejście: być global friendly
Kosmopolityzm jest stanem podświadomości. Jego źródłem jest głęboki respekt w stosunku
do innych kultur. Immanentną jego cechą jest również pokora. Różnorodność światowego dorobku
wymaga pokory jako podejścia podstawowego i nie dającego się zastąpić żadnym innym. Nikt
bowiem nie jest zdolny ogarnąć tak potężnego ładunku wiedzy jak dziedzictwo cywilizacji.
When in Rome, do as the Romans do – aktualne jak nigdy przysłowie, mające swój niezbyt
zręczny polski odpowiednik w powiedzeniu: jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i ony. To
nie zachęta do porzucenia swoich wartości i zasad moralnych, ale zewnętrzny znak, że żywimy
szacunek dla naszego gospodarza i nie chcemy, by czuł się naszym zachowaniem urażony.
Jako miłośnik Ryszarda Kapuścińskiego, postrzegam zarysowaną w jego książkach filozofię
dotyczącą postawy względem Innego za wzór. Wszystko, co wiemy o najbardziej egzotycznych
społeczeństwach pod Słońcem, wiemy głównie dzięki niemu. I jeśli ten sam Ryszard Kapuściński,
tłumacz kultur, człowiek, który doskonale wiedział, co znaczy zderzenie kultur, mówi: nie ogarniam
świata (w wywiadzie-rzece przeprowadzonym przez Witolda Beresia i Krzysztofa Burnetkę), to kto w
takim razie jest w stanie go ogarnąć?
Dlatego też ważne, by wyzbyć się wszelkich utopijnych i nierealistycznych desygnatów nazwy
kosmopolityzm i walczyć o to, co zwyczajnie jest do ugrania. Bezcelowe jest marnotrawienie sił i
energii na bój o idylliczny świat bez granic.
Jacek Kaczmarski pisał i śpiewał nieco sarkastycznie w swoim utworze „Limeryki o narodach”
z 1987 roku:
Narody, narody! Po diabła narody
Stojące na drodze do szczęścia i zgody?
Historia nam daje dobitne dowody
Pragniecie pokoju? Usuńcie przeszkody!
Zapowiedziany w 1989 roku przez Francisa Fukuyamę koniec historii nie nadszedł. Rację mieli
Ci, którzy ostrzegali, że z historii wyjścia nie ma. Konflikty, spory i waśnie, zahibernowane, a niekiedy
– odnosi się wrażenie – nawet zakodowane genetycznie, mają się dobrze, a ekspansja
umiarkowanego kosmopolityzmu mogłaby zdziałać wiele. Ekspansja pod znakiem bycia przyjacielskim
dla świata – najprostszej formie wyrażenia sedna kosmopolityzmu.
Umiarkowanego, wszak Kaczmarski kończy swój utwór słowami:
Ach gdybyż narodów na świecie nie było,
Jak nam by się wtedy szczęśliwie tu żyło!
Dla dobra człowieka, dla szczęścia ludzkości
Złączonej w potężnym uścisku miłości
Aż z trzaskiem pękałyby kości!